Saturday, September 27, 2008

Fresher's Week

Logo, logo muszę wymyślić...co mi się kojarzy z aparatem, z fotografią? Może Google coś podpowie...ale nie, przecież nie wrzucę Canona czy Nikona z wielkim napisem jako logo naszego klubu. Co zatem, jaki symbol, jasny ale znaczący, jak zawrzeć fotografię w jednej - o ironio - fotografii? Może przysłona, może tak to zrobię:


Jest. Dobrze. Jak ktoś zrozumie, co przedstawiają te kółka, to dobrze. Nie, to nie. Teraz tył ulotki, informacje. Tak napisać, żeby i przykuć uwagę, i jeszcze treść przemycić... Niech już będzie tak, niech już zostanie, już nie mam siły kolejny raz przez Painta i program do obróbki zdjęć przechodzić, a potem ustawiać wszystko na nowo w Wordzie. Niech tak zostanie:


Ulotka skończona, można w głowie odhaczyć. Teraz drugi klub, Expedition. Boże, Sasza, my za dwa dni mamy się prezentować a jeszcze nie wiemy, co będziemy robić! Nie miałeś czasu przez wakacje? Wiem, ja też go mało miałem, ale teraz już nie mamy wyjścia! Że będzie dobrze? Ufff, fajnie, że chociaż nastawienie mamy jeszcze pozytywne. Dobra, to co robimy? Jaskinie? Ok, zadzwonię, wypytam o ceny. Co dalej? Paintball mówisz? Dobrze brzmi, dajemy - dowiedz się, ile kosztuje i gdzie to organizują w okolicy. Co jeszcze, co jeszcze?! Biwak w lesie, weekend survivalowy - tylko jak tu obejść angielskie zakazy, żeby móc biwakować i ognisko rozpalić? Zobaczymy, jakoś damy radę, piszemy. Pięciu wycieczek nie dam rady, ale przydałoby się jeszcze jedno coś, żeby była chociaż jedna na miesiąc. Wędrówka z namiotami? Wybierzemy jakieś fajne miejsce, może nawet pojedziemy z Bootsami. No, to mamy. Teraz terminy - tu maraton, tu test, to święta, tu bal karnawałowy...za dużego wyboru nie mamy. Dobra, ustalone. W sumie szybko nam poszło!

Przychodzi SMS od szefowej Creative Arts - dziś muszę zobaczyć twój plakat, żeby go zatwierdzić i skopiować! Mam dwie godziny, mało. Google, na pomoc! O, ciekawe nawet te zdjęcia, w sumie najważniejsze, żeby przykuwało uwagę pośród morza innych napisów, kolorów, kształtów w czwartek podczas klubowego targu rozmaitości. Wrzucamy! Jeszcze napis, ale kontrast, kontrast jest najważniejszy: niech więc będzie biało na czarnym. No, gotowe.

SASZA! JAK TO NIE GOTOWE??!! Przecież miało być gotowe na wczoraj wieczorem najpóźniej! Że to było ważne, że Myra przyszła? Fajnie, ale przecież wiedziałeś o tym od poniedziałku, to już 3 dni! Zobacz, miałeś do zrobienia jedną tylko ulotkę...ech. Zaraz, jak to zaraz ci to przyślą? Kto ci przyśle? Karina z Niemiec ci to robi? Ale przecież za kwadrans mamy rozpoczęcie roku, musimy wychodzić, a to jeszcze nie jest gotowe! Ech Sasza, Sasza...dobra, jakoś to będzie, zawsze możemy jeszcze jutro rano te ulotki pociąć.

Przychodzi SMS od Kaji. To pewnie w sprawie jej zaangażowania w klub fotograficzny, o którym rozmawialiśmy 2 dni temu. Mam nadzieję, że odpowiedź będzie pozytywna, że zgodzi się pomagać i współpracować w prowadzeniu klubu. "Przykro mi, ale jednak nie"....ech, czyli znów wszystko samemu. No ale cóż, co mnie nie zabije to mnie wzmocni...

W końcu czwartek, oczekiwany i niepokojący. Oczekiwany, żeby w końcu minął, niepokojący, bo przecież sam nie wiem jak to będzie z klubami. Siedem godzin przekrzykiwania głupiej muzyki, nie, dźwięków typu techno i house, a to przecież nie muzyka. Ale lista się wypełnia, emaile pisane ręką raz niechętną, raz entuzjastyczną. Krążę po hali, krążę, co chwilę łamiąc idiotyczny zakaz o ruchu w jedną stronę. Przy Expedition razem z Saszą zachęcamy, przekonujemy, zanim zdążą powiedzieć nie, przedstawiamy już całą ofertę. Stoisko Creative Arts nie bardzo wygląda, dwie dziewczyny stoją bez emocji za stolikiem. Czy naprawdę tak trudno wyjść do ludzi? Zamontowałem stary aparat na statywie i razem z nim stanąłem przed nimi, otoczony przesuwającymi się powoli pierwszakami. Photography, photography - wołam - are you interested in photography? I, naturalnie, ludzie są zainteresowani. Więc jednym tchem recytuję mantrę-program klubu na najbliższe pół roku i osoba idzie zapisać swój email. Frontem do klienta!

Wreszcie - koniec. Minął piątek, drugi dzień krzykliwego reklamowania, ale krótszy niż czwartek.
Jeszcze telefon do ministerstwa obrony narodowej w Londynie, zapytać o numer do jednostki wojskowej, na której terenie się znaleźliśmy szukając lasu na weekend survivalowy. Pan był miły, podał namiary na lokalne władze. Ale sprawa otwarta, bo tam nie odbierali. Za to dobrze się zapowiada weekend jaskiniowy - pan oddzwonił z wysp u wybrzeży Szkocji, że bardzo chętnie nas oprowadzi, bierze 100 funtów za dzień od grupy, więc zależy ile osób, ale można z nim negocjować. Jakoś się ułoży Wojtek, jakoś się ułoży.

1 comment:

Staszek Krawczyk said...

Dobry post. Szybko i sprawnie się go czyta, styl trochę taki jak w "Pamiętniku z powstania warszawskiego". Nie wiem, czy to celowe, ale skrótowa forma wydaje się dobrze oddawać całe zagonienie tych Twoich obecnych dni.

*

"Stoisko Creative Arts nie bardzo wygląda, dwie dziewczyny stoją bez emocji za stolikiem. Czy naprawdę tak trudno wyjść do ludzi?".

Owszem. Dla większości ludzi — tak. Twoja własna otwartość wcale nie jest normą, ale raczej patologią statystyczną. ;-)